Forum Płocki Klub Fantastyki Elgalh'ai
Mały ruch? Zapraszamy na www.facebook.com/elgalh/
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Słowa luźne, czyli twórczość szalonego RPGowca

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Płocki Klub Fantastyki Elgalh'ai Strona Główna -> Sekcja Twórcza
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Corv



Dołączył: 05 Cze 2009
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: inąd

PostWysłany: Nie 10:43, 07 Cze 2009    Temat postu: Słowa luźne, czyli twórczość szalonego RPGowca

Czyżby dział umarł an dobre? Spróbujmy go ożywićSmile

Poniżej dwa krótkie opowiadanka, napisane moją ręką jakiś czas temu za sprawą pewnej gry i chwilowego nadmiaru wolnego czasu:)

Kolekcjoner:
(opowiadanie napisane jako pewnego rodzaju charakterystyka typa spod ciemnej gwiazdy, jakim grałem)

Stał oparty o zimny kamień ściany jaskini zwanej Ice i przyglądał sie przedstawieniu, które odgrywało się tuż przed nim z lekkim uśmiechem.

Do jaskini przyciągnęły go odgłosy walki. Jak zawsze w takich sytuacjach nad rozsądkiem górę wzięła ciekawość. Wszedł by trafić w sam środek walki i natychmiast instynktownie rozpłaszczył swe ciało na pobliskiej ścianie, zlewając się z nią. W srodku wrzała walka. Czterech osobników różnej profesji, wśród których rozpoznał wojownika maga i najbardziej charakterystyczna postać Rycerza Zakonnego, zwierało sie w boju z ogromną ilościa orków i żywiołaków lodu. Chwila obserwacji i zimnej kalkulacji pozwoliła mu ocenić, że sytuacja nie wyglądała najlepiej dla śmiałków. Mimo ze strawnie i szybko eliminowali wrogów, tych drugich wcale nie ubywało, wrecz przeciwnie!. Na każdego zabitego przychodziło dwóch następnych!
Zastanowił się i rozejrzał. Stał tuż obok wejścia, więc jeśli posiłki nadchodziłyby z zewnątrz, musiały go minąć. A nie minęły.. Jeśli nadchodziłyby z głebi jaskiń, musiałyby nadchodzić od tyłu walczących a co za tym idzie, otoczyć ich. A tak też się nie działo. Skąd wieć biorą się nowe zywioły...

Stał dobre pare minut uważnie obserwując walkę i po chwili go zauważył. Niewysoki chudy ork o białej jak śnieg skórze nieustannie krzyczał jakieś słowa...nie...skoncentrował się...ork rzucał zaklęcia! Wciąz ten sam czar. Obserwował jego ruchy, zauważył jak krzyknła i wskazał nieopodal ziemie swym krzywym kosturem. Śnieg zadrżał i...zaczął formować się w humanoidalnego stwora. Więc tu jest źródło...

Znów skierował swój wzrok na walczących. Byli dzielni i wyczerpani, Rycerz Zakonny mocno ranny. Długo się nie utrzymają. Wiedział o tym. Wiedział, ale mimo to bez zastanowienia zaczął kierować się ku wyjściu. Nie lubił walki,z reszta, dlaczego miałby im pomóc? Nie miał w tym swego interesu, a poza tym...nie przepadał za Zakonem.
Już miał sie odwrócić i wyjśc z jaskini, kiedy jego bystre oko wychwyciło jakis błysk. Zaciekawił się. Błysk miał swe źródło w nieustannie krzyczącym lodowym orku. Ogromny złoty naszyjnik, od którego biła aura piękna i mocy przykuł jego uwage. Ładne. I niemal w zasięgu ręki...Ponownie przeanalizował sytuację. Walka trwała na dobre, cała uwage orków i żywiołow przykuwali czterej walczący a lodowy ork zajęty był nieustannym przywoływaniem coraz to nowych sług. Sprawa była prosta. Bardzo prosta...

Wolno, nie odrywając pleców od skały zaczął przesuwać się w stronę lodowego orka. Będąc poza zasięgiem jego wzroku pochylił się i lekkim krokiem ruszył przez korytarz ku swemu celowi, nie powodując żadnego hałasu, choć wiedział, że choćby wjechał tu kłusem na pancernym smoczysku i tak by go nikt nie usłyszał. Szedł bezgłośnie i zwinnie bo tak miał w zwyczaju. Bo tak lubi.
Po krótkiej chwili był już za plecami orka wpatrzony w jego kark i gruby, złoty łańcuch, okalający jego szyję. Łańcuch, w którego oczkach umieszczono diamenty. Uśmiechnał się.

Szybki błysk stali, czerń płaszcza, pojawiająca się i pochwili niknąca w mroku postać.
Ork przerwał zaklęcie w połowie ze zdziwieniem rozglądając się po jaskini. Czarna, gęsta krew dopiero po chwili zaczęła płynąc obfitym strumieniem w dół, z rozpłatanego gardła. Ork nie przestając się dziwić upadł, drgnął...i znieruchomiał.
Przyklęknał na jedno kolano i zdjął delikatnie wisior z szyi stwora, natychmiast chowając zdobycz pod płaszcz. Unióśł wzrok na walczących...i napotkał wzrok Zakonnika....

c.d.może kiedyś nastąpi

----------------------------

Sen:
(chwilowy poryw fantazji)

Śnił, że jest smokiem…

Dziś znów miał ten sen…ciężkie krople deszczu uparcie biły o szybę okna, by rozpryskiwać się na niej i cienkimi strużkami płynąć w dół. Jaśniejące na horyzoncie ciemnoszare niebo zwiastowało nadchodzący świt.
Stał w oknie, wpatrzony w płynące po niebie deszczowe chmury. Dziś znów miał ten sen…


…Uniósł głowę ku słońcu i wciągnął głęboko w nozdrza ostre górskie powietrze. Spojrzał w dół, ku skrytym w mgle dolinom, ku pasącym się na stokach stadom owiec. Poczuł głód. Uchwycił w nozdrza ich zapach. Skoczył…rozpościerając w locie ogromne złote skrzydła.


Dziś znów miał ten sen. Jednak dziś był inny, bardziej naturalny, przejrzysty, bardziej…prawdziwy.
Głupcze... – szepnął sam do siebie – przecież wiesz, że to nieprawda, że to…niemożliwe.
Pamiętał, kiedy pierwszy raz go śnił. Nazajutrz opowiedział o nim ojcu, z szerokimi, pełnymi fascynacji oczami. Ojciec śmiał się i uraczył go wtedy piękną opowieścią o smokach i rycerzach, o bitwach i chwale. Sen się powtarzał, z nowymi szczegółami, nowymi wrażeniami. Za każdym razem opowiadał go ojcu, dzieląc się z nim swymi przeżyciami. Za każdym razem ojciec słuchał. Ale wyraz jego twarzy zmieniał się z każdą opowieścią, by wreszcie…
Przestań chłopcze – uciął mu nagle w połowie zdania – Dość już tych marzeń. Zejdź na ziemię!
To był ostatni raz, kiedy rozmawiał z ojcem na temat swego snu. Ale nie ostatni, kiedy go śnił…
Sen fascynował go, urzekał i zastanawiał. Jak to możliwe, że czuje go tak wyraźnie? Tak mocno? Jak…żaden inny. Za każdym razem, kiedy budził się, zajmowało mu coraz więcej czasu, by dojść do siebie, by przypomnieć sobie kim jest i gdzie jest. Za każdym razem robił to mniej chętnie.
Deszcz za oknem przestał padać, słońce na dobre zawitało na nieboskłonie, skrząc mokrą trawę srebrzystym całunem.
Zbudź się…- znieruchomiał nasłuchując. Szept był tak cichy, że zastanawiał się czy był prawdziwy.
Zbudź się…- obejrzał się za siebie i cofnął gwałtownie w tył, uderzając plecami o zimną taflę szyby okiennej. Pośrodku pokoju stała wysoka kobieta w srebrnej sukni. Jej smukłe ciało,. Jak i długie lśniące włosy miały kolor płynnego srebra. Uśmiechała się…
Zbudź się. Dość już spałeś – jej spojrzenie hipnotyzowało go, sprawiało, że z trudem utrzymywał się na nogach.
Zbudź się… - upadł…

Otworzył oczy, by ujrzeć nad sobą ciemne sklepienie jaskini. Odwrócił głowę i od razu ją zauważył. Srebrna smoczyca leżała tuż obok, wpatrując się w niego. Poznał ją.
No wreszcie! – rzekła z wyrzutem, unosząc wolno łeb. – Spałeś chyba wieki. Już myślałam, że się tu zanudzę!
Uśmiechnął się i wstał. Podszedł wolno do wejścia jaskini i spojrzał na góry.
Dziś znów miał ten sen.
Śnił, że jest…człowiekiem.

Złoty smok rozpostarł swe skrzydła i wzbił się w powietrze.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Corv dnia Nie 10:45, 07 Cze 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Płocki Klub Fantastyki Elgalh'ai Strona Główna -> Sekcja Twórcza Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin